FRAGMENTY I CYTATY

Fragmenty i cytaty z książki Bajki postnuklearnej pustyni Michała Głowacza



Największy problem królewskiej pary stanowił brak dzieci. Oboje bardzo pragnęli potomstwa, lecz do szpiku kości przewiał ich wiatr radiacji. Zdesperowana królowa, którą medycy nieodwołalnie uznali za bezpłodną, zachęcała swojego małżonka, by próbował szczęścia z damami dworu. Król prośbom tym nie odmawiał, próbował często i intensywnie, lecz bez rezultatów.



Jak jednak dogonić wiatr?

Szept po dziś dzień próbuje. I czasami, gdy wiatr nieznacznie porusza ziarenkami piasku, wśród pyłowych obłoków usłyszeć można bardzo cichy, przepełniony nostalgią, smutkiem, a czasem bezsilną wściekłością szept… Szept płaczącą za swym utraconym głosem.



Wędrowiec zawsze był w drodze i w drodze mu czas mijał. A z każdym przebytym krokiem w jego sercu narastała dziwna tęsknota. Przez setki mil nie potrafił określić jej charakteru, lecz w końcu pojął – dane było mu ujrzeć tyle wspaniałych miejsc, a nie miał komu o nich opowiedzieć.



Duch nie pamiętał, co robił za życia, nie pamiętał też, co go przekonało do udzielenia zgody na zamknięcie w gitarze, ale szczerze żałował tego kroku. Postanowił się więc wydostać.



Wiele krąży opowieści o znakomitych czynach Thomasa Emanuela. Niektóre zapewne są zmyślone, większość jednak stanowi szczerą prawdę. Cóż, nie ma potrzeby konfabulacji, gdy rzeczywistość spełnia wszystkie wymogi doskonałej historii.



Najpierw kilka szczęśliwych dni bez smutku. Potem smutek zaczynał powracać. Powoli wypełniał ją jak gliniane naczynie. Rósł w piersi, owijał się dookoła serca. Dusił wszystkie inne odczucia. Po kilku tygodniach stawał się nie do zniesienia. Wtedy trzeba było powrócić do pałacowych podziemi, do huty, do młodego metalurga oraz przetapianego złomu i wykonać kolejną lalkę.



Gdy ten wszakże nie wycofał się ze swoich zeznań, a jeszcze dorzucił, że żona hrabiego z niecnym ministrem zabawia się właśnie w tej chwili, Hrabia rzekł tylko: „Prowadź” i udał się za Marzycielem, dodając, że jeśli oskarżenie rzucone na hrabinę okaże się fałszywe, to i sama Bestia Nuklearnego Chaosu nie wybawi Marzyciela od śmierci w męczarniach.



Dawno, dawno temu w mieście, które pustynny wiatr zrównał już z ziemią, żył sobie Podglądacz. Nie taki przeciętny, wścibski podpatrywacz czy inny banalny, nudny zerkacz, lecz prawdziwy Podglądacz. Kolekcjoner wszelkich obrazów i wzrokowych wrażeń.



Został przeto wędrowcem, nie był wszakże jak ten Wędrowiec z opowieści, który świat ukochał i chciał go ujrzeć jak najwięcej. Był wędrowcem nienawidzącym. Uciekającym. A jego wędrówka była wiecznym poszukiwaniem.



Woda nie zawsze była całkowicie czysta, w warunkach pustynnych często bowiem nie dawało się uniknąć przenikania do produktu niepożądanych cząstek, przeważnie miewała nieprzyjemny posmak, ale nadawała się do picia bez obaw, że poparzy przełyk i wypali dziurę w żołądku. A taka woda to prawdziwy skarb.



Sam Nemo o sobie również nie powie wiele dobrego. Od zawsze wiedział, że jest przegrany, że klęskę poniósł, że świat mu cały na głowie fika, na nosie pogrywa i że ogólnie nie jest dobrze. Tak słyszał od wiatru. A może sam zwykł sobie mawiać, że po co się starać, że trzeba ukarać siebie samego za fakt życia, cokolwiek nędznego i, cóż, sflaczałego? Tyś niżej, Nemo, jak samo dno, przynosisz ludziom jedynie zło, nikt cię nie lubi i w ogóle kaszana.



Dość, by powiedzieć, że kto los przewiduje, ten jednako los ów kształtuje. Wiódłby żywot pełen łupów i sławy, gdyby nie napotkał pewnego razu na swej drodze kobiety. Jej uroda go obezwładniała, woń jej włosów odbierała mu dech w piersiach. Był przy niej zupełnie bezbronny, a ona to wykorzystała. Gdy zasnął u jej boku, skradła mu serce i odjechała w szarą noc bezkresnej Pustyni.



Czy wiesz, rycerzu, jaka jest najważniejsza cecha wiary? Wiara wyklucza się z wiedzą. Wiesz, jak wielka jest wiara aniołów? Nie ma jej wcale! Ten, kto wie, nie może wierzyć. Jesteśmy braćmi w wierze. Wielu próbowało nam przedstawiać dowody na istnienie Boga, lecz żaden nas nie przekonał i wytrwaliśmy w naszej wierze. Przedstaw mi dowód na istnienie Boga, rycerzu, a otworzę ci bramy miasta!



Zacierał przeto ręce król Trytus i zaczynał już planować wesele, gdy wynikł pewien problem. Oto bowiem Niewymowny Królewicz zawitał do grodu Tryta, by poznać przyszłą małżonkę. Okazało się wówczas, że nie tylko jest niewymowny, ale i niewymownie brzydki.



W opowieściach starożytnych Wojownik z pewnością dokonałby srogiej pomsty na łupieżcach. Tropiłby ich niestrudzenie i zabijał jednego po drugim, dopóki nie odpłaciłby im z nawiązką za zniszczenie osady i wymordowanie jej mieszkańców. Wojownik nie był wszakże bohaterem z legend. Zrobił więc to, co powinien. Zapomniał.



Wtedy szamanka wytłumaczyła mu, że wbrew temu, co opowiadają zabobonni, spaleni radiacją wieśniacy, upiór wcale nie żywi się jego cierpieniem, nie czerpie siły z jego strachu, nie karmi się jego szaleństwem. Upiór sam ogromnie cierpi. Nie potrzeba mu wcale cudzego cierpienia, mimo że powstał po to, by cierpienie powodować. Nie. Upiór odbiera radość i przyjemność i właśnie radości i przyjemności jest głodny.



Szał uniesień religijnych osłabił nieco czujność zakonników, więc wkrótce kotlinka znów zmieniła właścicieli, tym razem w wyniku najazdu grupy znanej jako Zjednoczenie Łupieżczo-Oligarchiczne, w skrócie ZŁO. ZŁO wycięło szalonych braciszków w pień i samo zaczęło rozprzestrzeniać się w kotlince. Wędrowcy, którzy zabłąkali się w pobliże kotlinki, nadal byli napadani i mordowani, tym razem wszakże w uczciwych i zrozumiałych celach rabunkowych.



Szaman uśmiechnął się. Przyznajmy, w sposób dość wymuszony. Oraz dość bezzębny, choć to akurat nie było jego winą.



Żył sobie całkiem szczęśliwie, czasem tylko, późną nocą, trwożnie spoglądał na ciemne zarysy wydm, a wyobraźnia podsuwała mu obrazy dzikich bestii, które czyhały na niego pośród popiołu i piasku.



Jakby tego było mało, w mieście i poza jego granicami od pokoleń znane było proroctwo mówiące o tym, że Tellerburg nie upadnie, dopóki z wrogiem nie sprzymierzy się ktoś z wewnątrz miasta. I choć nie wszyscy w proroctwo wierzyli, jego treść skutecznie pobudzała mieszkańców do wyszukiwania i eliminowania z własnego grona potencjalnych kandydatów na zdrajców, a jeszcze skuteczniej studziła zapał ewentualnych najeźdźców.



Oręż ów, misternej roboty, wykonany ręką mistrza, ostry, trwały i pięknie zdobiony, jedną przejawiał cechę zaiste niezwykłą – potrafił mówić! Żeby go usłyszeć, trzeba było przyłożyć ostrze do ucha, a i miecz nie do każdego chciał przemawiać, niewielu więc wierzyło młodzieńcowi, gdy o nim opowiadał. Chłopak jednak wiedział swoje i gdy był sam, często ze swoim mieczem rozmawiał. W tym miejscu przyznajmy, że klinga nie była specjalnie kształcona i żadnej wiedzy tajemnej nie zdradzała, wiadomo jednak, że nie od mądrzenia się są miecze, a od cięcia.



I marzą, w skrytości i po cichu, kolejne generacje o powrocie do magicznego czasu, który znają tylko z bajań i legend. Ba, raz na sto lat trafia się człowiek, który podejmuje faktyczne starania, by urzeczywistnić to marzenie. Takim właśnie człowiekiem był książę Aktyn.



Wyruszył więc pusty człowiek, by dać się napełnić Pustyni. Lalkarka każdego dnia wyglądała jego powrotu. Mijały tygodnie i miesiące, a on się nie zjawiał. Lalkarka czekała dalej. Rozumiała, że trzeba czasu, by z pustego stać się pełnym.



Oni traktują cię jak śmieć. Ale my im pokażemy. Zdobędziemy w wielkim świecie sławę i bogactwo. Potem wrócimy tu w glorii i będzie im łyso. Wtedy ich zastrzelimy. – Karabin zakończył swój plan mocnym akcentem.



– Ani mi się waż przetapiać – warknął na to karabin. – Twoja matka ciągnie druta w piekle – dorzucił.

– Moja matka żyje i cieszy się dobrym zdrowiem – poprawił go Thomas.

– A to przepraszam. Musiałem ją z kimś pomylić.



Blask przebija się przez pyły. Rani oczy, pali żyły. Ona dalej prze pod górę, ponad obłok, ponad chmurę, niezachwianie ku iglicy. By dostąpić oświecenia. Wybawienia niewolnicy. I zatańczyć w zwiewnej gracji. W zwiewnej gracji emanacji.



Gray czuł wtedy tęsknotę, wielką, niezmierzoną tęsknotę, która ściskała go za gardło i odbierała oddech. I jedyne, co mógł zrobić, to usiąść na łóżku i łkać jak małe dziecko. Ale wiatr pustynny dawno temu wysuszył wszystkie jego łzy. Więc tylko siedział, próbując złapać oddech szeroko otwartymi ustami, i starał się nie umrzeć z tęsknoty za kobietą ze snu.



Dziewczyna siadła obok niego i nie czekając na żadne pytania, co zdarzało jej się niezmiernie rzadko, zaczęła opowieść. Kiedy skończyła mówić o rubinowym morzu i cyjanitowym smoku, tata uścisnął ją mocno, pocałował w czoło i powiedział, że żałuje, że nie mógł tam być razem z nią. Rzecz jasna, nie uwierzył jej.



Wszystkie historie mają jedną wspólną cechę. Należy je opowiadać. I są opowiadane. Niech więc ludzie opowiadają.






Książka Bajki postnuklearnej pustyni by Michał Głowacz – wizualizacja
Zamów książkę Bajki postnuklearnej pustyni by Michał Głowacz – księgarnie i sklepy

lub zobacz więcej:

Recenzje, opinie i oceny książki Bajki postnuklearnej pustyni Michała Głowacza

Michał Głowacz - autor ksiażki Bajki postnuklearnej pustyni